O tym, jak warto mózg postradać

O warsztatach tkackich na Karczaku (czytać do końca!)

Chyba komuś mózg odjęło - pomyślałam najpierw, słysząc o warsztatach - Mały dywanik, jak w IKEA za 9,99 zł, robić przez dwa dni? Na poddaszu starej stodoły siedzieć pochylonym nad starym krosnem przez dwa dni? Klimatycznej notabene stodoły, ale DWA DNI (!) z przerwami. Definitywnie mózg odjęło...

No przerwy te mogą być fajne. Z kawą pitą na ganku domu albo w starym sadzie obok (bo piękny tam obok mają sad). Może byłyby te przerwy w ciszy albo ciekawych rozmowach. Może tą kawę albo herbatę się pije inaczej niż normalnie. Na przykład szarzeje na świecie a się siedzi na wylocie stodoły i słucha co dookoła pola mówią. Może wnętrze spokojnieje wtedy. W życiu się robi łagodniej. Może tak jest. 

Ale dywanik jak z IKEI, identyko. W dwa dni... Bez pojęcia. Że to się ludziom chce. Najpierw trzeba rozplątać kilometry nici. Wyprostować je, uporządkować. Mało to się ma rzeczy do prostowania na co dzień? Wszystkie myśli skundlone, poplątane, kilometry bezsensownie zasupłanych spraw. To by trzeba najpierw wyprostować. Po co nici? Chyba, że to na myśli pomaga. To ok. To się zgodzę, może ma sens. Niby te nici prostujesz i w Tobie też od razu, równolegle z nićmi idzie? Niby, że porządna osnowa to podstawa. Może bym i spróbowała.

Ale potem trzeba przepleść ze 300 nitek tej osnowy przez pętelki nicielnic na krośnie (czy jakoś tak...). Jedna po drugiej. Trzysta albo więcej, nie pamiętam. Równo obok siebie, nie pomieszać, nie powiązać rzeczy, które się ze sobą nie wiąże. Krew by mnie zalała zaraz po pięciu. I siedziałabym wstrząśnięta, zdruzgotana, że od razu nie da się po sto wiązać tylko trzeba pomału, po kolei, jedna po drugiej. Że rzeczy dzieją się małymi pętelkami. I że to nie dywanik INSTANT - wrzucasz, mieszasz i masz dywanik niezwykle uroczy. To może przy tym wiązaniu trochę rozwiązałyby mi się oczy? Że nie zrobię nic niezwykłego w życiu metodą INSTANT. Że wszystkie sprawy i supełki w życiu mają swój czas i kolej. I każdy się wiąże z odpowiednim końcem. Może to i by cenna nauka była. Może?

Ale nawet jak powiążesz to dopiero jest początek. Potem siedzisz i tkasz. Pchasz nitki obok nici, przyciskasz i coś tam jeszcze robisz nawet nie wiem co dokładnie. Ale w kółko to samo. Cały dzień aż przyjdzie noc. Aż się gwiazdy rozpanoszą na niebie, aż przyjdzie czas na nocne rozmowy, na ucieczkę od siebie. Więc noc może być w porządku, wiejska, prawdziwa.

Ale zaraz ze świtem pewnie zaraz znowu trzeba tam wrócić, przed krosno. Do tej ciszy i skupienia. Do swojej własnej głowy pod belami starej stodoły, która skrzypi przy wietrze. Siedzi się aż się mózg postrada do reszty, bo co innego zostaje.

Chyba, że o to chodzi. Żeby go postradać. Żeby ten nasz głupi mózg odjęło. Żeby się pozbyć stęchlizny, bałaganu, hałasu w głowie. Żeby wyprostować, uporządkować, powiązać odpowiednio nici swoich myśli. Żeby zacząć słyszeć wiatr, że więźba skrzypi i że inni ludzie tkają w ciszy obok. Żeby o wszystkim się zapomnieć. A na koniec ten dywanik za 9,99 utkać, dotknąć i dowiedzieć się jakie to bezcenne jest. To co w rękach masz. CZAS. Twój własny, niepowtarzalny czas.

To chyba pojadę tam kiedyś. Chyba pojadę. Notabene pięknie tam mają.

http://karczak.pl/ekomuzeum/warsztaty-tkackie/